No cóż - Małgosia ociąga się nieco w relacją (pewnie zakwasy w rękach
) to spada to na mnie
Najważniejsze - ukończyłyśmy!
Bijąc jednocześnie rekord trasy ...no dobra byłyśmy ostatnie. Wyprzedzili nas wszyscy- małe pieski, rodziny z dziećmi, zawałowcy...i pewnie panie na szpilkach
. No ale jakoś tak totalnie nie miałyśmy parcia
Na dodatek z bardzo poważnych względów musiałyśmy puścić całą grupę przodem.
Swoją drogą jak to właściciel upodabnia się do psa
Przy pierwszym punkcie - postój na picie, przy drugim - podwieczorek (bezglutenowe naleśniki
), potem to już naszym celem był bufet, po bufecie kierunek meta, bo przecież czeka posiłek regeneracyjny (na szczęście poczekał
). Naprawdę nie wiem dlaczego nam to tyle zajęło - miałyśmy bardzo dobrą motywację
A na poważnie - w sumie poza postojami, na które pewnie trochę wytraciłyśmy wydaje mi się, że szłyśmy całkiem równo, nigdzie się nie zgubiłyśmy, raz tylko zawahałyśmy ale dość szybko znalazłyśmy właściwą drogę. W każdym razie dotarłyśmy ok 2 w nocy, posiedzieliśmy chwilę i o 4 do łóżeczka...no właściwie do namiotu lub do samochodu
Ponieważ jestem totalnym laikiem w takich imprezach (po raz pierwszy szłam w czymś na orientację) to i moje spostrzeżenia też pewnie będą laickie
1. Początek mnie przytłoczył - dużo psów i jeszcze więcej ludzi (120 zestawów na dystans 25km, 80 zestawów na 15 km). Jak już ludzie dostali mapki do ręki to zapomnieli że mają ze sobą też psy
. Niestety trafiliśmy też na wyżej wspomniane święto pstrąga więc poza uczestnikami nieopodal duża, głośna impreza i tłum ludzi.
2. Zrobiło się szybciej ciemno niż wynikało z moich wyliczeń...czołówka super sprawa! Ale nocna trasa okazała się fajnym pomysłem. Mi się podobało. Jeden moment był z dreszczykiem. Punkty kontrolne były oznakowane odblaskami (dwa punkty w pionie). W pewnym momencie mignęły mi dwa takie punkty z lewej strony ale w poziomie...potem druga osoba zauważyła w lesie w głębi też dwa nieruchome punkty...które jednak po chwili się ruszyły.
Jakieś wielce zdziwione zwierzątko musiało się nam przyglądać.
3. Ogary świetnie nadają się do tego! Zwłaszcza jak zostają nieco w tyle i ktoś im ucieka - gonią jak wariaty. Ponieważ do nas podłączył się malamut stwierdzam, że ciągnęły lepiej niż pociągowe
. Ja miałam dnia następnego zakwasy i w rękach i w nogach, przy czym w nogach w udach podejrzewam, że głównie z powodu hamowania na zejściach. Nie wiem jak się czuła Małgosia
4. Fajna organizacja, dobrze oznakowana trasa (myślę, że nie za trudna). Na wstępie dostaliśmy gadżety i drobiazgi dla psa.
Osobiście myślę, że skuszę się jeszcze na taką imprezę ale towarzysko.
W tej startowało w sumie 5 ogarów - Sarabanda, Czuprynka, Łoza, Czekan(któremu oczywiście towarzyszyła Tara) i Zadzior.
Czekan niestety musiał zawrócić.