Re: Bachmat, Lorna i reszta-ekipa znad Sarczego Brzegu.
: piątek 28 sty 2022, 22:05
26.11.2021 opuścił nas najwspiękniejszy, ukochany, pierwszy i wyjątkowy BACHMAT.
Od kilku dni widziałam, że Bachuś ma "nieswoje" oczy. Zdażyły mu się także mdłości. Jeździliśmy do weterynarza jednak nikt nie przypuszczał co się dzieje...
USG, wyniki krwi, nie wiadomo o co chodzi. Czekaliśmy jeszcze na część wyników.
Nagle po powrocie od lekarza Bachuś nie chciał zejść z górki na podwórku. Pobiegłam bo wiedziałam, że coś jest nie tak. Wtedy okazało się co jest naszym problemem. Bachmat zaczął wydalać połączone ze sobą, plastikowe worki...
Jakieś 2-3 tyg. wcześniej znajoma zostawiła na podłodze w moim domu smycz z saszetką. A w niej smakołyki i zwitek worków. Bachmat wyjadł smakołyki. Worki zostały, ale jak się okazuje tą pachnącą część także zjadł jak spaghetti... Nikt z nas się tego nie spodziewał, nie było jak połączyć faktów. Tym bardziej, że to trwało tak długo.
Jak okazało się w lecznicy- worki zajęły i ścisnęły całe jelita.
Tego samego dnia Bachmat trafił na stół operacyjny. Po trzech godzinach odebrałam Bachusia i byłam jeszcze pełna nadziei na szczęśliwy finał.
Ciężka noc, pod kroplówkami, bez jedzenia i picia. Cały czas uspokajanie go, aby jak najmniej się ruszał. I tylko nasłuchiwanie mruków bólu. W nocy gorączka i nad ranem cały dzień w lecznicy. Ten dzień był ciężki, jednak dał nadzieję na lepsze. Gorączka obniżona, Bachuś staje na nogi, chodzi. Noc ciężka bo z pragnienia nie mógł spokojnie odpoczywać. Tylko patrzył i prosił o wodę. A ja mogłam tylko zwilżać mu buźkę... Rano gorączka ustąpiła, Bachmat czuł się lepiej, ja tylko go głaskałam i cieszyłam się z tego, że jest taki silny... I ta siła nas zgubiła. Od rana w lecznicy. Około 18 przed powrotem do domu zrobiliśmy kontrolne USG. Okazało się, że w jamie brzusznej jest pełno płynu. Pilnie na stół... Kolejna operacja. Po 4 godzinach przyjechałam go odebrać. Okazało się, że szef puścił, a w jelitach była dziura z której sączyły się płyny, duży fragment jelita okazał się skleić i zamienić w kulę, martwica. Usunięto duży fragment. Taki że "jeśli znowu coś pójdzie nie tak to nie będzie już czego usuwać"- jak stwierdziła nasza wet. Bachmat miał kategoryczny zakaz poruszania się, dlatego też zapadła decyzja, że na jakiś czas zamieszkam z nim w lecznicy. On jeszcze spał gdy gromadziliśmy materac i potrzebne mi rzeczy...
Nadszedł czas na wybudzanie, wtedy zaczął się największy horror. Bachuś najpierw zaczął lekko drgać, jednak na tym się nie skończyło. Dostał silnych, nieustępujących drgawek, co w tej sytuacji było jeszcze bardziej tragiczne ze względu, na dopiero co zszyte jelita. Zostały podane leki uspokajające. Bachmat nie odzyskiwał świadomości, zaczęła mu rosnąć temperatura. Kolejne dawki leków nie pomagały, Bachmat z temp powyżej 40 ° stracił kontakt ze światem, czuł co się dzieje, ale był sparaliżowany. Jedynie potwornie dyszał. Został ponownie znieczulony ogólnie z nadzieją, że to obniży temp. Było odwrotnie... I wtedy po swoim ostatnim zastrzyku usnął już spokojnie... Z sepsą nie ma już ratunku.
Po śmierci doszły nam wyniki badań. Był zdrowym silnym psem. Na tyle silnym, że nie pokazał nam tego, że ma dziurę w jelitach i zamiast jelit zbitą kulę... Tak właśnie go straciłam. Teraz jest z nami LOLA ogar i dwie lagosie. No i szalona Luna. Bachmata brakuje i już zawsze będzie brakować.
Od kilku dni widziałam, że Bachuś ma "nieswoje" oczy. Zdażyły mu się także mdłości. Jeździliśmy do weterynarza jednak nikt nie przypuszczał co się dzieje...
USG, wyniki krwi, nie wiadomo o co chodzi. Czekaliśmy jeszcze na część wyników.
Nagle po powrocie od lekarza Bachuś nie chciał zejść z górki na podwórku. Pobiegłam bo wiedziałam, że coś jest nie tak. Wtedy okazało się co jest naszym problemem. Bachmat zaczął wydalać połączone ze sobą, plastikowe worki...
Jakieś 2-3 tyg. wcześniej znajoma zostawiła na podłodze w moim domu smycz z saszetką. A w niej smakołyki i zwitek worków. Bachmat wyjadł smakołyki. Worki zostały, ale jak się okazuje tą pachnącą część także zjadł jak spaghetti... Nikt z nas się tego nie spodziewał, nie było jak połączyć faktów. Tym bardziej, że to trwało tak długo.
Jak okazało się w lecznicy- worki zajęły i ścisnęły całe jelita.
Tego samego dnia Bachmat trafił na stół operacyjny. Po trzech godzinach odebrałam Bachusia i byłam jeszcze pełna nadziei na szczęśliwy finał.
Ciężka noc, pod kroplówkami, bez jedzenia i picia. Cały czas uspokajanie go, aby jak najmniej się ruszał. I tylko nasłuchiwanie mruków bólu. W nocy gorączka i nad ranem cały dzień w lecznicy. Ten dzień był ciężki, jednak dał nadzieję na lepsze. Gorączka obniżona, Bachuś staje na nogi, chodzi. Noc ciężka bo z pragnienia nie mógł spokojnie odpoczywać. Tylko patrzył i prosił o wodę. A ja mogłam tylko zwilżać mu buźkę... Rano gorączka ustąpiła, Bachmat czuł się lepiej, ja tylko go głaskałam i cieszyłam się z tego, że jest taki silny... I ta siła nas zgubiła. Od rana w lecznicy. Około 18 przed powrotem do domu zrobiliśmy kontrolne USG. Okazało się, że w jamie brzusznej jest pełno płynu. Pilnie na stół... Kolejna operacja. Po 4 godzinach przyjechałam go odebrać. Okazało się, że szef puścił, a w jelitach była dziura z której sączyły się płyny, duży fragment jelita okazał się skleić i zamienić w kulę, martwica. Usunięto duży fragment. Taki że "jeśli znowu coś pójdzie nie tak to nie będzie już czego usuwać"- jak stwierdziła nasza wet. Bachmat miał kategoryczny zakaz poruszania się, dlatego też zapadła decyzja, że na jakiś czas zamieszkam z nim w lecznicy. On jeszcze spał gdy gromadziliśmy materac i potrzebne mi rzeczy...
Nadszedł czas na wybudzanie, wtedy zaczął się największy horror. Bachuś najpierw zaczął lekko drgać, jednak na tym się nie skończyło. Dostał silnych, nieustępujących drgawek, co w tej sytuacji było jeszcze bardziej tragiczne ze względu, na dopiero co zszyte jelita. Zostały podane leki uspokajające. Bachmat nie odzyskiwał świadomości, zaczęła mu rosnąć temperatura. Kolejne dawki leków nie pomagały, Bachmat z temp powyżej 40 ° stracił kontakt ze światem, czuł co się dzieje, ale był sparaliżowany. Jedynie potwornie dyszał. Został ponownie znieczulony ogólnie z nadzieją, że to obniży temp. Było odwrotnie... I wtedy po swoim ostatnim zastrzyku usnął już spokojnie... Z sepsą nie ma już ratunku.
Po śmierci doszły nam wyniki badań. Był zdrowym silnym psem. Na tyle silnym, że nie pokazał nam tego, że ma dziurę w jelitach i zamiast jelit zbitą kulę... Tak właśnie go straciłam. Teraz jest z nami LOLA ogar i dwie lagosie. No i szalona Luna. Bachmata brakuje i już zawsze będzie brakować.